we włosach spotkanej gitarzystki - cóż, nie mogłem przejść obojętnie z kamerą.
Robię zdjęcia ale nagle przestaję - nie wypada przeszkadzać niespotykanemu ostatnimi czasy
takiemu wykonaniu poezji i całej niesamowitej interpretacji ...
w domu odnajduję coś niespodziewanego
historię Bruno Schulza z Drohobycza
Opowieści o tamtych miasteczkach ludziach pięknych stronach ale potem strasznych czasach
słuchało się podczas długiego rejsu na Wielkie Jeziora Kanadyjskie z pierwszej ręki od naszej
mamy chrzestnej statku "Zabrze", która jeszcze zdążyła skończyć geografię w 1939r u Prof.Romera
we Lwowie a pochodziła z pobliskiego Stryja i dużo dużo utkwiło mi w pamięci z tamtych opowiadań
przeżytych przemyśleń, które teraz tak niespodziewanie powróciły.
Wielki podziw za takie wykonanie a ostatnią taką ucztę duchową przeżywałem w Teatrze Kameralnym
(lata 60-te) na koncercie Ewy Demarczyk
Za wszystko podziękowania jesiennymi sopockimi różami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz